Prawie rok mija, jak moja Nesia wyszła na spacer i już nie powróciła.
Ileż razy wydawało mi się, że słyszę jej miauczenie za zamkniętymi drzwiami, lub że mignęła mi gdzieś w przelocie.
Głowa mówi, że ona już nie wróci, a serce chciałoby inaczej.
Kot na załączonym zdjęciu, to nie jest Neska.
To jedna z na pół dzikich kotek, w które obfituje podwórko Piotra.
Za jego zgodą zabrałam ją na próbę do naszego domu. Strzałka od razu sprawę postawiła jasno. Nie i koniec. Warczała na nią, sierść stroszyła i wyraźnie mogła zrobić jej krzywdę. Myślę, że gdybym zdecydowała się przygarnąć kotkę, to nauczyłaby Strzałkę tolerancji.
Jednak nie mogę. Jeszcze nie.
Pamiętam jak Neska do nas trafiła.
Właściwie, to chciałam mieć w domu kota. Samca. Okazało się, że do wzięcia jest kotka.
- Nie musi pani jej brać, ale proszę przyjść zobaczyć. Przywieźli mi ją do domu, razem z kotką dla mnie. Kocura nie mają i nie wiadomo kiedy będzie.
Zapraszała znajoma, która podjęła się załatwić dla mnie kota.
Nastawiona na nie, jednak wybrałam się z wizytą. Zaraz w drzwiach powitał mnie trójbarwny kot. Przeważała biel z rudym i czarne łaty.
- To ona? – Na pewno nie udało mi się ukryć rozczarowania w głosie. – Ładna. – Dodałam z grzeczności.
- Ale gdzie tam! To maja Majka. Pani kicia siedzi w pokoju, na fotelu. Źle zniosła podróż samochodem. Jeszcze jest wystraszona.
Oho! Znak! Ja też nienawidzę wszelkich pojazdów spalinowych. Prawie zawsze choruję w drodze, chyba że sama jadę jako kierowca.
Z pewną ciekawością zaglądam do pokoju, a tam, na fotelu leży sobie takie śliczne maleństwo!
Kolor futerka czarniutki z leciusieńkim brązowym nalotem. I eleganckie białe dodatki. Szyk! Dama.
Nie była zadowolona tym, że chciałam ją pogłaskać. Najeżyła się i drapnęła mnie pazurkami po dłoni.
- Znajomi przywieźli mi ją od pewnego pana, który szaleje po prostu na punkcie kotów. Wydzwaniał tu do mnie i musiałam mu ręczyć za panią, że dom dobry, porządny i krzywda zwierzaczka nie spotka. Ona od urodzenia trzymana jest w mieszkaniu. Taka czyściutka, nie załatwi się nigdzie, tylko do kuwety. I śliczna, co? No, ale ja rozumiem, że pani woli kocura i do tego szarego. Może za jakiś czas…
- Nie, czemu kocura? Kotka też jest piękna.
Ponawiam próbę pogłaskania. I z jej strony znowu cios. Siadam delikatnie na fotelu obok niej, a ona – myk! mi na kolana. Ułożyła się wygodnie i leży sobie. Ja ją chcę leciutko pogłaskać, a ona znowu z pazurkami. I tak z nią już było. Na początku moje dłonie i dłonie męża wyglądały, jakbyśmy agrest z krzaka zrywali. Całe w cieniutkich zadrapaniach. Później nas nauczyła, że głaskanie tylko kiedy ona chce i tak długo jak ona chce.
A dlaczego Neska?
Bo jak prawdziwie pyszna kawa była: prawie czarna, gorzka, z pianką. A jednak dawała tyle słodyczy…
Przepraszam maluchu, że nie mogę zabrać ciebie do mojego domu i otworzyć swojego serca, ale ono ciągle jest jeszcze pełne Neski.
Wybacz.
LiniSemen