Wieki to trwało, ale w końcu mamy w Stanach bibliotekę. Społeczną bibliotekę.
Już kilka lat temu, pisząc Plan Odnowy wsi Stany, marzyło mi się, żeby w naszej wsi, w wyremontowanych pomieszczeniach przy sali wiejskiej, powstała biblioteka. I nie tylko.
No i marzenia częściowo spełniły się. Bibliotekę już mamy.
Kto mógł i kto chciał dołożył się do tego dzieła, a korzystać mogą wszyscy mieszkańcy.
Jest to ewidentny przykład, że można coś zrobić nie wydając nawet jednej złotówki sołeckiej/gminnej. Ktoś miał zbędne książki, ktoś zbędny regał, a ktoś użyczył biurko… Również nieodpłatnie, dwa dni w tygodniu, przez dwie godziny czekam w bibliotece na miłośników czytania.
Jestem zdania, że książki wtedy żyją kiedy są czytane. W moim domu stało sporo takich, do których zaglądałam bardzo rzadko, a do niektórych jeszcze mniej. Jednak wyrzucić ich na makulaturę po prostu nie mogłam. Okazało się, że i inni mają ten sam problem. Półki w domowych biblioteczkach przepełnione i już nie mieszczą nowo kupowanych książek. Wystarczyło tylko popytać i na dzień dzisiejszy nasz księgozbiór liczy ponad 1500 szt.
Dodatkowo mamy puzzle, gry i malowanki czyli coś dla najmłodszych. I jak na razie to oni najczęściej przychodzą – pograć i pobawić się.
Myślę, że w Polsce niewiele jest takich małych wiosek jak nasza, w których działa biblioteka. A jeszcze mniej takich, gdzie działa społeczna biblioteka.
Mnie to cieszy, że u nas już jest.
A co mnie jeszcze bardziej cieszy?
Nie znam nikogo kogo to śmieszy.
LiniSemen