krol-gucioslaw-pierwszy

Dzisiaj z wizytą wpadł do nas Guciu. Tak naprawdę, to z wizytą przyszła Pysia. Ona jednak nigdzie sama, bez Gucia,  nie chodzi, no to stawili się razem. Dawno już nie widziałam małego łobuza. Tylko z opowiadań mojego męża wiedziałam, co tam u niego nowego. I nie spodziewałam się, że on tak urósł!  Już wtedy, jak oddawaliśmy go Pysi, latem zeszłego roku, to był kawał psa! Teraz, to jego własna rodzona matka, podobno rasowa sarenka, byłaby w szoku. Długi jak trzy sarenki razem wzięte! A może podobny do tatusia i sarenka wcale nie byłaby zdziwiona? Pamiętam, jak trafił do nas, a Ania mówiła, że on jest z malutkich piesków. Syn dzisiaj zrobił Guciowi zdjęcia, to się Ania zdziwi jak go na nich zobaczy! Tak naprawdę to nie ważne jest, czy on jest duży czy mały. Dla Pysi on jest doskonały! Widać wyraźnie, że obydwoje za sobą szaleją! Jaśnie pan Guciu większość czasu spędza u niej na kolankach, albo na łapkach. Ona ciągle go głaszcze i dotyka. A on też non stop ją pilnuje. Pysia przyznała się, że Gutek śpi u niej w łóżku. Jej mama go goni, bo już niejedną poduszkę pogryzł, ale ona zawsze znajdzie sposób na przemycenie go do pokoju. I łobuz króluje tam na całego. Strzałka nie poznała już Gucia. Zapomniała, że się u nas wychował. Dla niej to teraz jest obcy pies. Obwąchała go zaraz po wejściu do domu i wyraźnie nie była z wizyty zadowolona. Musiałam ją pilnować, gdy Gutek biegał sobie po całym... Czytaj więcej→

LiniSemen On 21 stycznia 2010
uparty-jak-cap

Pół roku już mija jak Szafir został sam, a my ciągle nie możemy dać sobie z nim radę. Najpierw, dwa tygodnie po śmierci Ruda, w ogóle nie meczał, nie wychodził ze stajenki i większość dnia leżał ze smutnym wyrazem pyska. Baliśmy się czy i on nie jest chory. Szczęśliwie okazało się, że nie. Jadł mniej niż zawsze, ale jadł. Doszliśmy do wniosku, że on tak przeżywa brak Ruda, z którym był całe swoje życie. Dni mijały, a Szafir był cichutki jak trusia. Jak już wyszedł ze stajenki to podchodził do furtki i tak jakby za kimś wyglądał. Nie chodziło o to, żeby mu przynieść chlebek. Nawet i ten jego przysmak jadł bez dawnego apetytu, ot z grzeczności. Po dwóch tygodniach zaczął meczeć.Stawał na pieńkach i meczał głośno jedną serię MEEE, a potem nadsłuchiwał. I znowu. I znowu. I znowu. Mogło to trwać godzin wiele. Robił krótkie przerwy na jedzenie i od nowa. Nasze kozy kompletnie go ignorowały. Zresztą u nich, od śmierci Cypisa, tez było cicho. Szafirowi odpowiedział w końcu capek sąsiada, zresztą jego potomek. A może Ruda? Trudno ustalić bo jeden i drugi mieli gody z Balbiną, matką capka. Teraz mieliśmy już duet. Z jednej strony nawoływał Szafir, a z drugiej capek. Przyszedł okres rui. Meczenie Szafira jeszcze nabrało siły. W różnym czasie dołączały się poszczególne kozy, zależnie od tego która była w rui, i już był niezły chórek. Pierwsza na gody do Szafira przyszła Balbina. Nawet jej... Czytaj więcej→

LiniSemen On 10 stycznia 2010
kto-w-tej-sprawie-jest-winien

I co tu zrobić z tym Pagonem? Dzisiaj znowu narozrabiał. Tym razem dużo poważniej. Zadusił kurę. Od dwóch dni, znowu  wypuszczam Pagona  z wybiegu. Naprawdę jest mi go szkoda, że musi tam siedzieć taki samotny. Do tego Zyguś mu dokucza. Nauczył się, że przychodzi na naszą działkę, idzie pod wybieg Pagona i prowokuje go wiedząc, że może to robić bezkarnie. Kiedyś, na początku, gdy Pagon tylko co nastał u nas, to oni byli przyjaciółmi. Te czasy już minęły. Teraz po prostu nie cierpią się nawzajem.  Zdarzyło się dwa razy, że Zyga przyszedł na działkę jak Pagon był na wolności. Ledwo udało mi się ich rozgonić! I to trzonkiem od haczki. Jeden i drugi nie chciał za żadne skarby ustąpić! A atmosferę podgrzewała jeszcze Strzałka atakująca Pagona.  Teraz mamy z Piotrem taką niepisaną umowę. On puszcza Zygę z łańcucha co drugi dzień. Wiadomo, że jak Zyguś nie jest na łańcuchu, to jest u nas.  A wtedy Pagon musi być u siebie na wybiegu. Dzisiaj był dzień wolności Pagona. Biegał sobie po działce, gdzie chciał. Od pewnego czasu i nasze kury korzystają ze spacerów. Płotek mają za mały albo talent za wielki? Nie pomogło skrócenie, a nawet prawie wycięcie lotek. One tak i tak przez płot przeskakują. - Całkiem tak jak ty w młodości. – Z uśmiechem wspomina moje wyczyny lekkoatletyczne moja mama. Fakt, biegało się przez płotki i skakało wzwyż. - Tylko, żeby im dorównać to musiałabym, z miejsca,... Czytaj więcej→

LiniSemen On 18 grudnia 2009
jasiu-i-malgosia-rozdzieleni-na-zawsze

W tym tygodniu odszedł od nas Jaśku- nasz stareńki kogut. Miał już sześć lat i nadeszła pora jego odpoczynku. Co prawda jego partnerka, Małgosia tak samo wiekowa, żyje jeszcze i nawet odchowuje młode kurczęta rasy zielononóżki, które wysiedziała jak swoje.  Samiczki żyją dłużej? U ludzi statystyki to potwierdzają, a u kur i kogutów? Jaś był kogutem rasy silka. Czarnym kogutem. Rasa ta nie ma takich piór jak reszta kur, tylko coś takiego puszystego i mięciusieńkiego. Jak sierść, czy puch. On to chociaż miał kilka piór na ogonie, ale ona to jest biały pomponik. Bo Małgosia jest bielusieńka. Bardzo piękną parę tworzyli Jasiu z Małgosią. Taką elegancką i dostojną. Zawsze trzymali się razem. Razem jedli i razem, przytuleni do siebie, spali. No chyba, że akurat Małgosia wysiadywała jajka. Wtedy Jasiu przestawał się liczyć i musiał sam sobie radzić. Ona schodziła z jajek na krótko, tylko po to żeby coś zjeść i napić się, a zaraz potem biegiem wracała na gniazdo. On, snuł się smętnie po wolierze i nawet niezbyt chętnie odpowiadał na pianie Jacusia, koguta rasy kohen, który mieszkał w wolierze obok.  Jaśku najczęściej przesiadywał w gnieździe, przytulony do Małgosi. Z chwilą, gdy młode przychodziły na świat, Małgosia wręcz odganiała Jaśka. Sama poświęcała się całkowicie wychowaniu dzieci. Do czasu, aż uznała że zadanie już wypełniła. Od tego momentu dziobała małe i trzeba było natychmiast... Czytaj więcej→

LiniSemen On 17 grudnia 2009
pagona-wcale-a-tortu-w-polowie

Z tego Pagona to już nic dobrego nie wyrośnie! Nieposłuszny! Drań! I tortożerca! Dzisiaj byli u nas nasi przyjaciele, Ewa i Arkadiusz. Wizyta umówiona dużo wcześniej, postanowiłam więc upiec pyszne ciasto. Przepis jest mojego pomysłu i wielokrotnie już go robiłam, ale dla nich jeszcze nie. Wczoraj, po południu, szybciutko upiekłam biszkopt ze zmielonymi orzechami włoskimi zamiast z mąką. Dostałam cały worek orzechów od sąsiadki, od Ani. Dziadek Leon łuskał je dla mnie wytrwale. Później już tylko przez młynek do orzechów i do próżniowego opakowania. Czekają na taką chwilę właśnie, kiedy dostaję weny do pieczenia. Drugie ciasto to prawie tylko kogel mogel z wiejskich jaj, czyli puszysty i żółciusieńki obłoczek. Nad wyraz mi jedno i drugie urosło. Zrobiłam krem śmietankowy. Przyznaję- z proszku, ale doprawiłam niezłą ciupką ajerkoniaku własnej produkcji.  Ciasta sobie stygły, żebym mogła przełożyć je kremem, a mnie poniosło na działkę. Koniec października, a dookoła jeszcze zielono i złociście. Kocham nagietki i zawsze dużo ich u mnie rośnie. Samosiejki. Na wiosnę rozsadzam je na coraz większym obszarze. Pielęgnacji nie wymagają żadnej, a tak jak teraz, cieszą oczy. Małe słoneczka. Usposabiają pogodnie. I to chyba ich wpływ uśpił moją czujność. Wypuściłam Pagona z wybiegu, bo skomlił biedaczek, że chce wyjść. Wybieg, co prawda, ma taki jak niektórzy całe działki budowlane, no ale- ... Czytaj więcej→

LiniSemen On 25 października 2009
swinskie-nabytki

W naszym gospodarstwie pojawili się nowi mieszkańcy. Wczoraj, mąż przywiózł dwie świnki wietnamskie i knurka z rasy świniodzików. Wszystko to młodzież. Przy czym knurek jest ciut starszy i w tej chwili co najmniej cztery razy większy od świnek. A te dwie kruszynki mają może 10 – 15 centymetrów długości. Bardzo boją się nowego otoczenia. Samczyk jest odważniejszy i fuka na nas prawie jak dzik. Panienki chowają się za niego i zaglądają wystraszone. Tam, gdzie się urodziły, były chowane na pół dziko. Gospodarz sypnął raz dziennie jedzenia i latały sobie w dużej gromadzie po sadzie i pobliskim lesie. U nas, tylko wczoraj i dzisiaj, to nie wiem czy nie ze sto razy ktoś co chwilkę do nich zaglądał i zagadywał. Są super atrakcją. Dzisiaj wieczorem było widać, że już mnie nas się boją. Gdy ktoś nadchodzi, to nie uciekają do domku, tylko na moment nieruchomieją, a po chwili już zapominają o intruzie. Wielką frajdą jest obserwować jak zajadają ze smakiem to co im przyszykujemy. Zwłaszcza on ma nieziemski apetyt. Gdzie w takim malutkim osobniku mieści się tyle jedzenia? Dziewczyny, przynajmniej na razie, a to przegryzą kawałeczek jabłuszka, a to drobno pokrojony liść kapusty, a to kawałeczek dyni. Trochę pojedzą, trochę popatrzą, poprzytulają się do niego. A on cały czas coś wyjada i z zadowoleniem chrumka. Musi im trochę matkować, bo cały czas szukają z nim kontaktu. Ciągle są blisko niego. Noc... Czytaj więcej→

LiniSemen On 21 września 2009
strzalka-w-roli-mamy

Podczas Świąt Wielkanocnych Strzałka zmyliła naszą czujność i wyprawiła sobie gody. Od kilku dni miała cieczkę więc pilnowaliśmy jej, żeby sama nie wychodziła z domu. Tym bardziej, że pod samymi drzwiami czuwał Zyguś. Jej przyjaciel, a teraz wyraźnie adorator. Siedział już drugi dzień i drugą noc nie zważając na deszcz i wiatr. Nawet i jeść nie potrzebował. Ot, położył się przy ścianie ganku i czekał. Inne psy też pokazywały się na działce pokonując ogrodzenie, ale były mniej wytrwałe. W związku z tym, na spacery Strzałka wychodziła na smyczy. W drugi dzień świąt przyjechali do nas goście. Trochę zamieszania z powitaniami, z zastawianiem stołu, z wychodzeniem na dwór na papierosa i… suczka to wykorzystała. Zanim zorientowałam się w sytuacji, już było po fakcie. Mogliśmy tylko z daleka oglądać jej gody. Co ważne, ona wcale nie wybrała Zygusia! Uciekła z domu dla całkiem innego psa. Takiego nawet i niezbyt ładnego. No cóż, jej wybór! Faktem jest, że wtedy gdy z domu wybiegła, to akurat Zygi nie było. Może uciekł przed moimi gośćmi, których nie znał? A może w końcu zgłodniał? Nie ważne. Okazję stracił. W połowie czerwca na świat przyszły dwie suczki. Jedna czarna z białymi dodatkami,  po tatusiu. Druga ciemno brązowa, po mamusi z wyraźnym wpływem tatusia.  Urodziły się w odstępie ośmiu godzin. Ta czarna przyszła na świat późnym wieczorem, a ta brązowa była poranną niespodzianką.... Czytaj więcej→

LiniSemen On 13 sierpnia 2009
smutek-i-zal-po-cypisie

Smutek za smutkiem. Jeszcze nie umiem sobie poradzić z tym, że już nie ma Ruda, a wczoraj Cypis odeszła od nas na zawsze. Wiem, że była już stareńka, miała około trzynastu lat, ale… Tak i tak smutno i żal. Już kilka ostatnich dni było po niej widać, że szykuje się do drogi. Prawie nie jadła. Ona, która żyła tylko po to żeby jeść! Już nie interesował jej  chlebek, ani zupka. Leżała sobie cichutko u siebie w zagródce i drzemała. Pozostałe kozy też zachowywały się inaczej. Nie rozrabiały, nie trykały się rogami, nie meczały. Zapadła cisza. Powaga i spokój ogarnęły stadko zwykle rozbrykane i awanturujące się pomiędzy sobą. Cypis trochę spała, trochę leżała patrząc przez drzwi na słoneczny świat. I gasła. Zaglądałam do niej co trochę podając jej chociaż wodę do picia. Wiedziałam, że to już są jej ostatnie chwile. Dane jej było przeżyć długie życie. Dochowała się wielu potomków. Teraz miała przy sobie swojego najmłodszego synusia- Rajana i najmłodszą córkę- Muszelkę. Tak chciała i to sobie wywalczyła. Nie była sama. Przecież to właśnie ona nie zgodziła się na odizolowanie od stada. Pomimo, że na starość jej dokuczali i często musiała salwować się ucieczką. Cypis zawsze dawała mi wiele powodów do przemyśleń. Jej zachowanie często odbierałam jako personifikację. Jej łakomstwo, dążenie do pewnych wygód, asertywność, nadopiekuńczość w stosunku do najmłodszego potomka... Czytaj więcej→

LiniSemen On 30 lipca 2009
rud-odszedl

Wczoraj odszedł od nas Rud. Zdechł nie wiemy z jakiego powodu. Miał zaledwie pięć lat. Cierpiał dni kilka, ale do końca nie spodziewaliśmy się takiego zakończenia. Był młodym silnym capem i wierzyliśmy, że poradzi sobie z chorobą. Niestety, ale nie. Jest mi bardzo smutno. Jak po stracie kogoś bliskiego. To był mój cichy faworyt. Dzięki mnie trafił do nas. To ja uparłam się, żeby i jego kupić. Mąż wybrał Szafira. Ale mnie urzekła trójkolorowa barwa sierści Ruda. Podejrzewam, że Rajan jest jego potomkiem, z uwagi na białe kopytka. Później w okresie dorastania, Rud dostał taką romantyczną długą grzywkę spuszczoną na oczy. I potrafił tak podrzucać głową jakby sobie tym ruchem grzywkę poprawiał. Jak niektórzy ludzie. Zawsze wydawał mi się romantykiem. Widziałam jak przyglądał się kwiatom koniczyny rosnącej na wybiegu. Stał nad nimi i przekrzywiał łeb to na prawo to na lewo. Naraz podszedł do niego Szafir i … zżarł kępę koniczyny. Rud się oburzył i coś mu nagadał basem. Potem odszedł na bok i znów się na coś zapatrzył. Nie był przywódcą. To Szafir dominował. Jednak były momenty gdy Rud walczył z Szafirem tak długo dotrzymując mu pola w trykaniu, aż obydwóm krwawiły łby w miejscach skąd wyrastają im rogi. Dobrze, że  mamy tyle zdjęć z Rudem. Zawsze gdy będziemy je oglądać to będzie trochę tak jakby ciągle był z nami. Jakby ciągle był młody, zdrowy i wesoły. Mam nadzieję, ... Czytaj więcej→

LiniSemen On 27 czerwca 2009
guciu-gosc-na-dni-kilka

- Czy możemy przywieźć na kilka dni małego pieska? Ania wzięła go od znajomej dla swojej mamy, ale jej się nie podoba.   A ta znajoma wyjechała na dni kilka i… W taki oto sposób trafił do nas Guciu. Szczeniaczek. Matka sarenka, ale ojciec na pewno nie! Albo za dobrze Gucia karmiliśmy. Guciu był u nas od listopada zeszłego roku. To był nasz  trzeci pies. Miał być dni kilka, a został na dłużej. Jednak w końcu musieliśmy znaleźć mu inny dom. Syn już jest po przeszczepie i może przyjeżdżać na wieś dla świeżego powietrza, ale z mieszkania musieliśmy usunąć zwierzęta. Próbowaliśmy przenieś je do budy. Każde dostało swoją. Niedaleko Pagona. Jednak dla nich to była krzywda. Ostatecznie Strzałkę wysiedliłam na ganek, a Gucia oddałam bratanicy męża. Jego nową panią jest Pysia, ta sama co przyprowadziła mi Pagona. Z tego co słyszałam to Guciu ma tam jak w raju! Śpi z Pysią w łóżku. Babcia karmi go kanapeczkami, a wszyscy go kochają i rozpuszczają. Pamiętam jak był malutki. Taka słodka maskotka. Barwy biszkoptowej. Apetyt miał doskonały. Przy nim to nawet Strzałka przestała wybrzydzać i wyjadała szybko z miski. Nauczyła się, że jak się nie pośpieszy, to Guciu zje i swoje i jej jedzenie. Tak było jak już był ciut większy. Na początku to jadł malutko, ale za to załatwiał się na okrągło. Idąc nocą do łazienki trzeba było dobrze patrzeć pod nogi, żeby nie wdepnąć w jakąś niespodziankę.... Czytaj więcej→

LiniSemen On 23 czerwca 2009

Wieś Stany k. Nowej Soli | Sklep z rękodziełem, papierowąwikliną, ekowyrobami