Stadko naszych kóz żyło sobie razem, w zgodzie i miłości. Razem jadły, razem spały.
Teraz już wiemy, że nic w tym dziwnego, że bardzo wcześnie postarały się o młode.
Nasze capki miały zaledwie siedem miesięcy, gdy zapłodniły wszystkie trzy kozy. Cypisa też.
Wcale nie chcieliśmy wtedy rozmnażać kóz, bo Nutka i Muszelka były jeszcze za młode, a Cypis z kolei już za stary. Zostaliśmy jednak postawieni przed faktem dokonanym.
Pierwsza urodziła Muszelka. W środku dnia, nie wiedzieć kiedy, wydała na świat jedną śliczną kózkę. Zostawiła ją samą w obórce i dalej chodziła ze stadem po podwórku. Dopiero mąż, gdy przyjechał karmić kozy, zauważył że Muszla jest jakaś inna. Szczuplejsza. I odnalazł maluszkę. Leżała sama na sianku w rogu obórki i żałośnie, cichutko meczała. Już była głodna. Mąż ją wytarł do sucha i przyprowadził Muszelkę, trochę na siłę, bo ona wcale nie interesowała się potomkiem. Wymagało trochę czasu zanim Muszelka pozwoliła córeczce napić się mleka z wymion. Już baliśmy się, że będziemy musieli karmić maleństwo butelką. Na szczęście nie. W Matce w końcu rozbudził się instynkt macierzyński i naprawdę troskliwie opiekowała się Tuptusią. Skąd takie imię? Piotr ją tak nazwał, bo od pierwszych dni życia biegała, skakała i pchała się wszędzie tam, gdzie jej nie było wolno. Ulubioną zabawą kózki i jej opiekunów było wskakiwanie im na kolana, a potem już nawet na plecy. Wystarczyło, żeby ktoś przykucnął, a Tuptusia popisywała się tą umiejętnością. Zabawa skończyła się dopiero, gdy wyrosła na sporą kozę i stała się za ciężka.
Druga rodziła Nutka. Widzieliśmy jak się męczy, a nie umieliśmy jej pomóc. Weterynarz przyjechał, obejrzał i zaproponował mojemu mężowi:
– Zabijcie ją, a mięso zjedzcie. Zabieg będzie kosztował 300 zł, a nie gwarantuję, że przeżyje. Za te pieniądze kupicie dziesięć innych kóz.
Jeszcze teraz pamiętam jak mąż zadzwonił do mnie, że z Nutką jest coś nie tak i co robimy, bo weterynarz zaleca zabicie jej. Gnana niepokojem pojechałam autostopem na wieś pomimo, że to był lutowy wieczór. Zabicie?! Bez dania jej szansy walki o życie? Wtedy nie mogliśmy podjąć takiej decyzji. Nutkę w samochód . Mąż, ja i Piotr powieźliśmy ją nocą na zabieg. Po drodze, w środku lasu okazało się, że mąż z tego wszystkiego zapomniał zatankować. Dookoła mróz, śnieg i brak zasięgu w komórkach. Ja trzymam na rękach Nutkę, która tak normalnie nie dawała się dotknąć, a teraz wyraźnie cierpi i lgnie do mnie. Uratował nas przemiły sąsiad wracający z pracy do domu. Nie oczekując nic w zamian, zawrócił z powrotem do miasta ciągnąc nas na holu.
Weterynarz każe nam kozę zostawić i wrócić rano.
- Nie toleruje przyglądania się co robię. - Tak nas krótko informuje.
Jej podwójna ciąża okazała się dla niej śmiertelna. Pomimo cesarskiego cięcie nie udało się uratować młodych. Sama Nutka zdechła trzy dni po zabiegu. Mąż przez te dni i noce czuwał przy niej w stajence, podając jej leki i picie. Okrywał ją ciepło, bo na dworze szalał lutowy mróz. Niestety.
Lekarz stwierdził, że koza była jeszcze zbyt młoda, a płody duże. Źle ułożone. Podjął się operacji tylko na nasze zrozpaczone prośby. I tak Nutka zapłaciła życiem za nasz brak przezorności. A może i niewłaściwą opiekę weterynaryjną? Podejrzeń nabraliśmy później.
Ostatnia rodziła najstarsza. Cypis też miała problemy i kto wie czy życia nie zawdzięcza Piotrowi? To on widząc, że poród już za długo trwa, odważył się sam jej pomóc. Co i jak zrobił, do dzisiaj nie chce tego opowiadać.
To była potrójna ciąża. Dwa koziołki były martwe, ale trzeci przeżył.
Cypis od razu wiedziała jak zająć się maleństwem. Widać było, że już wielokrotnie była matką. Wylizała malucha do czysta i naprowadziła pyskiem na wymiona, żeby sobie pojadł.
Do dzisiaj nie zostawia go samego, a Rajan wszędzie za nią chodzi. Co chwilę doi sobie mamuśkę i rośnie zdrowo. Rajan, to pomysł syna od Ryana Giggsa zawodnika Manchesteru United.
Godzinami możemy oglądać zabawy Tuptusi i Rajanka.
Te dwie bestyjki non stop brykają i dokazują. Całe podwórko zdeptane ich kopytkami. Niekiedy do zabawy włącza się Muszelka. Przecież to ciągle jeszcze młoda koza. Tylko Cypis zachowuje powagę i z odległości monitoruje poczynania najmłodszej latorośli. Zauważyliśmy, że od kiedy Cypis ma następne pokolenie, to całkowicie odsunęła od siebie Muszelkę i w stosunkach z nią bywa agresywna.
Początek tego roku dużo zmienił w naszym stadzie. Nutki już nie ma. Są dwie nowe pociechy. I co najważniejsze, capy i kozy trzymane są już osobno. Osobno śpią i na zmianę korzystają ze spacerów po podwórku. Rano spacerują kozy, po południu capy.
LiniSemen