Pora, żebym napisała coś o współtwórcy mojego blogu. O moim utalentowanym synu.
Z pasji i wykształcenia informatyk. To jego zasługą jest, że wybrana przeze mnie gotowa wersja z WordPressa wygląda tak jak wygląda. Ja wiedziałam, mniej więcej, czego chcę, a on wspaniale umiał przełożyć moje dosyć mętne wypowiedzi na konkretne linie kodów.
Również, prawie wszystkie, zdjęcia zamieszczone na blogu są jego autorstwa. Wiem, że to właśnie dzięki nim mój blog zyskał duużo ciekawszy wygląd. Chyba większość z nas woli oglądać obrazki niż czytać. Nawet mój ukochany syn, na widok długości moich wpisów, aż jęknął:
- Tyle tekstu. Mama, zaznacz co ważniejsze, bo rzadko kto będzie miał czas i chęć przeczytać całość.
Ja jednak wierzę, że w narodzie ostały jeszcze niedobitki “czytaczy”.
Dla tych najbardziej wygodnych/postępowych planuję coś/kiedyś w wersji czytanej. Ale to już później.
Młody, utalentowany i ma kreatywny umysł.
Jest autorem serwisu LigaMistrzow.com . Zaczął go tworzyć sześć lat temu jako kompletny samouk. I ciągle go modyfikuje dążąc do perfekcji. Od siebie też wymaga perfekcjonizmu. Sam docieka, rozwiązuje, tworzy.
Obecnie zajął się tematyką serwisów społecznościowych. Razem ze swoją dziewczyną, Anią, mają za sobą wiele godzin dyskusji w tym temacie. Powstaje coś naprawdę fajnego. Teraz właśnie syn zaczyna słowo przemieniać w ciało.
Cieszy mnie jego kreatywność i to, że czasami i mnie prosi o to, żebym przyłączyła się do tych narad. Chętnie słucha i nigdy nie daje odczuć, że to on wie wszystko najlepiej. Zawsze wszystko doprowadza do końca. Nie spala sie jak słomiany ogień, tylko tli się równym płomieniem. Systematycznie i wytrwale zmierza do mety.
Wiem, że przed nim jeszcze wiele projektów, uwieńczonych sukcesem.
Ma chłonny umysł i nie stawia sobie żadnych granic dla swoich możliwości!
I bardzo dobrze! Bo przecież o to mi, jako matce, chodziło. Udało mi się wpoić mu, że w życiu należy “tam sięgać, gdzie wzrok nie sięga”. Teraz mogę stać z boku i cieszyć się z jego sukcesów.
Bardzo lubię z nim rozmawiać. Obydwoje jesteśmy zodiakalnymi Lwami i dobrze się dogadujemy.
Ja również, tak jak i on nie lubię słów: to się nie uda, lub tego nie warto, albo a po co to robić?
Kochamy nowe pomysły, nowe projekty i nowe wyzwania.
Zauważyłam, że mój syn ma jakąś taką łatwość do wszelkich prac. Nawet na roli.
Chłopak z miasta, a od pierwszego razu wiedział jak posługiwać się kosą. Wiedział jak ją chwycić i jak kosić.
Ten kto próbował wie, że to nie jest takie proste. Ja sama przekonałam się, że kosa nie dla mnie! Ja sobie, a ona sobie. Namacham się, a efekt- żaden. Jak już muszę, to używam sierpa.
Mój bliski znajomy, dorosły mężczyzna, już przy pierwszej próbie poniósł porażkę. Wbił ostrze w ziemię i połamał całe kosisko. A syn dał sobie świetnie radę.
Innym razem, pierwszej wiosny, syn uczestniczył w sadzeniu ziemniaków. Nie maszynowo, tylko ręcznie.
Na czym to polega? Na polu przeznaczonym pod ziemniaki, robi się konnym znacznikiem dołki, w które wrzuca się ręcznie sadzeniaki, a potem zasypuje radłem ciągniętym przez konia.
No i my wszyscy sadziliśmy te ziemniaki maszerując wzdłuż jednego rzędu, a syn rwał do przodu od razu na dwa rzędy dołków, tłumacząc:
- Na dwie nogi równiej się idzie. Prawa! Lewa!
Próbował też wielu innych czynności, których wcześniej nie miał okazji robić:
rąbał drwa siekierą,
palił w piecach,
kopał ogródek,
i wszystko mu się udaje. Dar jakiś, czy co?
Perfekcyjnie sprząta mieszkanie. Perfekcyjnie czyści samochód.
Bardzo dobry z niego korepetytor. Ma anielską cierpliwość i dużo taktu.
Sam umiał poradzić sobie z wymianą klocków hamulcowych chociaż nigdy wcześniej tego ani nie robił, ani nie widział jak się robi.
…
…
Zastanawiam się co jest przyczyną jego sukcesów i myślę że wiem.
Jego kredo życiowym są słowa:
- Spoko, damy radę!
I rzeczywiście tak jest.
Od razu pozytywnie zakłada, że mu się uda i już spokojnie dąży do celu.
Życiowy optymista!
LiniSemen