Nasza stareńka kurka silka znowu siedzi na jajkach. Od niedzieli siedzi.
Najpierw naznosiła sobie pięć jajek, a potem rozsiadła się na nich i jakby zapadła w jakiś letarg. Zawsze tak robi. Do wysiadywania jest niezastąpiona. Zresztą, jak na razie to żadna inna, młodsza, ani myśli robić jej w tym temacie konkurencję. Latają po wybiegu jak oparzone i ani myślą przysiąść na na jakieś… 21 dni. A nasza babuleńka tyle właśnie dni sobie przedrzemie na gnieździe. Dobrze, że jest jej obojętne na jakich jajkach siedzi, bo podmieniliśmy jaja na inne, dużo większe. Tak i tak nie było szansy na kurczaki rasy silka. Kogut tej rasy zdechł. Poza tym kurkę, od kilku tygodni, trzymamy całkiem osobno. Nasze koguty oszalały na jej punkcie i latały za nią non stop. Ta biała fryzurka tak im się podobała? Nie wiadomo, ale widok był pocieszny, gdy Gośka, kolebiąc się na boki, umykała przed amantami. Biedna, większą część dnia musiała siedzieć na parapecie pod okienkiem. Później dostała swoją wolierę i sama sobie w niej rządziła.
W czasie, gdy kura wysiaduje jaja, to cała się temu poświęca. Raz dziennie, na krótko, schodzi z gniazda, żeby coś zjeść i popić wody. Wtedy od razu też się załatwia. I biegiem na gniazdo! Tak się ułoży, że przykrywa dokładnie wszystkie jajka i ani drgnie. Czasami ruszamy delikatnie Małgosię, bo wydaje nam się że zdechła. Wtedy coś z cicha kwoknie i znowu zamiera.
No cóż, jak widać praca nie jest ciężka, ale tylko dla cierpliwych. Ona bardzo lubi to zajęcie. Później jeszcze i młode odchowuje/wychowuje do pełnej samodzielności. Cały drób, który mamy, to właśnie ona wysiedziała. Tylko jakoś nie przekazała tego zamiłowania żadnej młodszej kurze. No, przynajmniej na razie.
LiniSemen