niezawodna-malgosia
Małgosia kokosia

Nasza stareńka kurka silka znowu siedzi na jajkach. Od niedzieli siedzi.

Najpierw naznosiła sobie pięć jajek, a potem rozsiadła się na nich i jakby zapadła w jakiś letarg. Zawsze tak robi. Do wysiadywania jest niezastąpiona. Zresztą, jak na razie to żadna inna, młodsza, ani myśli robić jej w tym temacie konkurencję. Latają po wybiegu jak oparzone i ani myślą przysiąść na na jakieś… 21 dni. A nasza babuleńka tyle właśnie dni sobie przedrzemie na gnieździe. Dobrze, że jest jej obojętne na jakich jajkach siedzi, bo podmieniliśmy jaja na inne, dużo większe. Tak i tak nie było szansy na kurczaki rasy silka. Kogut tej rasy zdechł. Poza tym kurkę, od kilku tygodni, trzymamy całkiem osobno. Nasze koguty oszalały na jej punkcie i latały za nią non stop. Ta biała fryzurka tak im się podobała? Nie wiadomo, ale widok był pocieszny, gdy Gośka, kolebiąc się na boki, umykała przed amantami. Biedna, większą część dnia musiała siedzieć na parapecie pod okienkiem. Później dostała swoją wolierę i sama sobie w niej rządziła.

W czasie, gdy kura wysiaduje jaja, to cała się temu poświęca. Raz dziennie, na krótko, schodzi z gniazda, żeby coś zjeść i popić wody. Wtedy od razu też się załatwia. I biegiem na gniazdo! Tak się ułoży, że przykrywa dokładnie wszystkie jajka i ani drgnie. Czasami ruszamy delikatnie Małgosię, bo wydaje nam się że zdechła. Wtedy coś z cicha kwoknie i znowu zamiera.
No cóż, jak widać praca nie jest ciężka, ale tylko dla cierpliwych.  Ona bardzo lubi to zajęcie. Później jeszcze i młode odchowuje/wychowuje do pełnej samodzielności. Cały drób, który mamy, to właśnie ona wysiedziała. Tylko jakoś nie przekazała tego zamiłowania żadnej młodszej kurze. No, przynajmniej na razie.

LiniSemen

Posted by LiniSemen On Marzec - 31 - 2010 Zwierzaki
snieznobiala-krolica
Biały królik

Od niedzieli mamy nowego zwierzaka. Bielusieńką króliczkę. Mąż kupił ją od znajomego.
Ma dopiero dwa miesiące i jeszcze nie będziemy jej dopuszczali. Musi oswoić się z nami, z nową klatką i trochę dorosnąć. Nie ukrywam, że kupiliśmy ją z myślą o hodowli. W końcu chcemy doczekać się własnych królików. Do tej pory mieliśmy z tym problemy (pisałam o tym wcześniej), teraz liczymy, że będzie inaczej.
Króliczka jest cała bielusia, a oczki ma czerwone. Każdy, kto ją ogląda komentuje zdziwiony: “Ale czerwone oczy.”
No czerwone. Ta rasa tak ma.
Czerwone i świata ciekawe.
Nową klatkę od razu sobie obejrzała. Teraz obserwuje kury, które łażą po podwórku i często gęsto podchodzą pod samą klatkę. Zagląda na nie poprzez pręty i nadsłuchuje ich gdakania i piania kogutów.
Albo słucha wróbli, które po sąsiedzku, stołują się u naszej kurki Małgosi.
Albo może dojrzeć i usłyszeć świnki wesoło chrumkające i plądrujące swój wybieg.

A czasami słyszy, z klatek obok,  naszego samca i samicę. Do tej pory też chowała się z innymi królikami więc to dla niej nic nowego.
Trochę popatrzy, trochę posłucha, trochę zajmie się jedzeniem… i dzień mija.
Sielanka!
No, w każdym bądź razie, ona nie narzeka.

LiniSemen

Posted by LiniSemen On Marzec - 31 - 2010 Zwierzaki
bocian-wiosne-czyni
Powroty

I znowu są z nami bociany. Czyli… wiosna!
Pierwszego w naszym gnieździe zobaczyłam wczoraj, ale już przedwczoraj jakiś kołował nad Stanami. Nie mam jeszcze tegorocznego zdjęcia bocianów, to jest z zeszłego roku i dlatego widać dwa boćki.
Tak faktycznie to na razie jest jeden. Sprawdza gniazdo. Rozgląda się po okolicy i czeka na przylot partnera.
Gniazdo jest w bardzo dobrym stanie, gdyż dopiero dwa lata temu było ponownie osadzone na słupie. Podczas wielkiej burzy wichura zrzuciła je na ziemię. Zginęły wtedy wszystkie młode. Wiem to tylko z opowiadań męża, bo byłam w tym czasie z synem w klinice na chemioterapii i my też byliśmy blisko tragedii. Czas rany leczy, przynajmniej większość ran. Pamięć złego zaciera się. U bocianów chyba też, bo pomimo tamtego wydarzenia nadal gniazdo zasiedlają.
Dawno temu ludzie we wsi przygotowali bocianom jeszcze drugie gniazdo, ale z tego co słyszałam to one nigdy się w nim nie osiedliły. Czasami tylko widzę jak młode, ucząc się latać, robią sobie w tym gnieździe przystanek i po chwili lecą dalej.

Teraz wiosną przed bocianami dużo pracy. Będą musiały gniazdo wyremontować. Znoszą wtedy patyki, grudy ziemi, pęki siana, a nawet sierść zwierzaków. Wszystko co znajdą i uznają za przydatne. Muszą tym na tyle uszczelnić gniazdo, żeby im jajka nie pospadały na ziemię. Zresztą później też jeszcze cały czas coś tam w gnieździe reperują, bo wiadomo każda wichura nowe szkody im czyni.
Nie raz, pracując w ogródku, widziałam jak nisko nad ziemią, prawie że nade mną, leciał bocian do gniazda z ładunkiem “materiałów budowlanych”.

Kocham widok bocianów. Dają mi poczucie trwania. I są moimi motywatorami do działania. Skoro one mogą taki szmat drogi lecieć i taki ogrom pracy wykonywać, no to i ja, o tyle od nich większa, też mogę coś niecoś z siebie wykrzesać.
No i krzesze.

LiniSemen

Posted by LiniSemen On Marzec - 28 - 2010 Zwierzaki
tuptusia-zostaje-mama
Tuptusiowe potomstwo

Ledwo zdążyliśmy z tą kozią przeprowadzką!
Wczoraj, wieczorkiem Tuptusia okociła się. Mamy o dwie śliczne, malusieńkie kózki więcej!
Okociła się całkowicie samodzielnie, nic jej nie musieliśmy pomagać. Jak sobie wspomnę na kłopoty jakie mieliśmy z Nutką i z Cypisem, to wierzyć mi się nie chce, że tak bezproblemowo może przebiegać kozi poród.
Nie zabeczała nawet głośniej i wszystko nie trwało dłużej niż jakąś godzinę. Tyle czasu mogło minąć pomiędzy moją wizytą na kozim wybiegu, a tym jak mój mąż wrócił z pracy i poszedł z chlebusiem do kóz.
Tuptusia tylko co musiała się okocić, bo jeszcze nawet nie zdążyła maluszki wylizać. Urodziła je na dworze, koło stajenki. Mąż przeniósł kózki do środka, a ona zaraz pobiegła za nimi. I jak zaczęła je czyścić! Lizała miejsce przy miejscu, na zmianę raz jednego malucha, a zaraz drugiego. Cały czas coś do nich pomekiwała, a one odpowiadały jej od czasu do czasu cieniusieńkimi głosikami, jakby kociaki miauczały. Nie minęła nawet godzina i kózki zaczęły stawać na nogi. Wyglądało to troszeczkę nieporadnie, kiwały się tak jakby miały upaść, jednak nie! Dzielnie stały na czterech kopytkach. Mama w tym czasie kończyła ich toaletę. A one zaczęły szukać cycuszków z mlekiem. Bezbłędnie kierowały się w stronę wymion, ale Tuptusia nie pozwalała im jeszcze doić się. Minęło następne pół godziny i mama uznała, że pora na pierwsze karmienie. Zręcznie nakierowała maluchy do dojków i cierpliwie stała, czekając aż nauczą się pić. I po chwili widać było, że piją bo zaczęły tak szybko, na boki, merdać ogonkami. Kilka łyków i już  wystarczyło.  Jeszcze chwilkę postały, Tuptusia miała okazję znowu je wylizać, a potem położyły się obok siebie i zasnęły. Wtedy my mogliśmy je pogłaskać, chociaż Tuptusia nie była z tego zadowolona. Ona sama nie lubi pieszczot i nie dziwi mnie, że swoje dzieci też chce od nich uchronić.
Co innego Muszelka. Ta to pchała się do nas na pieszczotki  wcale nie interesując się narodzinami swoich wnucząt, bo Tuptusia to jest córka Muszelki.  Ale to całkiem różne charaktery.
Tuptusia zawsze była nieobliczalna. Jako maluch, aż za bardzo oswojona, za to później na głaskanie przeważnie odpowiadała uderzeniem rogami.
Muszelka, zawsze i wciąż dopominała się głaskania. Godzinami stoła cierpliwie i nadstawiała boki na głaski. Albo uwielbia jak jej się zaplata brodę, albo drapie pomiędzy rogami. No, po prostu pieszczoch!
Wczoraj też, przez chwilkę tylko spojrzała na maleństwa, nawet ich nie obwąchała i już po swojemu pcha się na nas, żeby ją głaskać! No i nie było rady.

Tuptusia z maluchami

Noc minęła kozom spokojnie, a dzisiaj jak wstałam, to maluchy razem z mamą poznawały wybieg. Wygląda na to, że łobuzica Tuptusia jest cudowną matką.
No i Szafir spisał się na medal! Maleństwa, z ubarwienia,  podobne do taty, że wypisz i wymaluj!

W nagrodę dostał dodatkowego buraczka, bo cygaro na pewno zżarłby, a nie wypalił!

LiniSemen

Leżakowanie

Posted by LiniSemen On Marzec - 26 - 2010 Zwierzaki
wiosna-cieplejszy-wieje-wiatr

krokusy

Stało się!
Jest wiosna. Na dworze robi się zielono, z dnia na dzień coraz bardziej. Pąki na drzewach nabrzmiewają, na niektórych krzewach już są małe listunie. Cudoo! A będzie coraz cudniej.
Pierwsze kwiatki już kwitną, a za nimi cała masa innych szykuje się do parady.
Trawa się zieleni i perz się zieleni. No właśnie!  Już kilka dni nieźle się gimnastykuję przy odperzaniu  moich rabatek, a jeszcze ich tyle przede mną. Zawsze wiosną mam wrażenie, że  nie zdążę tego wszystkiego obrobić z zielska i perzu. Zanim skończę w jednym miejscu, to w innych już znowu zielsko porośnie. Tak to na wiosnę wszystko “bucha” gwałtownie, a już zwłaszcza chwasty. Później, latem wegetacja spowalnia, wiele zielska już nie sieje się tylko czeka do przyszłego roku. Niestety, ale perz rośnie cały rok. Tej zimy, to i chyba rósł pod ta kołderką ze śniegu. Kurde, jakie dorodne kłącza udaje mi się wyciagać z ziemi! Jak powrozy! Do tego od dwóch lat moją działkę opanowało jakieś żółto kwitnące zielsko. Liście okrągłe przy samej ziemi, a później dostaje kwiatostan- pojedynczy  żółty kwiatek na wysokiej twardej, bezlistnej łodydze. Na początku nawet fajnie wyglądały te kwiatki na zielonym tle traw. Teraz tyle tego się nasiało, że miejscami nic innego już nie rośnie. I nic dziwnego. Ta roślinka ma korzenie długości 25-30 cm! Żadna susza jej nie straszna, a do tego sieje się jak szalona. Chyba muszę potraktować ją jakimiś opryskami.
A propos! Wczoraj, wieczorem jak wiaterek trochę się uspokoił, opryskałam moje brzoskwinie środkiem przeciwgrzybowym.  Już pora, bo na gałązkach wyraźne pąki. W zeszłym roku, mimo oprysków, jednak miały grzyba- liście im się “pomarszczyły”. Może coś zrobiłam nie tak? Zobaczymy w tym roku. Jeszcze muszę opryskać śliwy, a później czereśnie, grusze i jabłonki. Może wiśnie? Chociaż one mi nie chorowały. Zobaczę.

LiniSemen

Posted by LiniSemen On Marzec - 25 - 2010 Krzyki i szepty
na-ostatnich-nogach
Przed przeprowadzką

Dzisiaj przeprowadziliśmy kozy na osobny wybieg.
Od czasu pamiętnego buntu Szafira, nasze kozy i capek siedziały razem na jednym wybiegu. Dobrze im było. Ani się nie tłukły, ani sobie nie dokuczały. Tuptusia, jak zawsze spała na swojej półeczce, a Szafir i Muszelka w zagrodzie Cypisa tak, że Rajan miał dla siebie resztę pomieszczenia.
Tuptusia i Muszelka są kotne (jednak obie!) postanowiliśmy więc, że już teraz  oddzielimy je od panów. Chodziło zwłaszcza o Tuptusię. Od kilku dni coraz trudniej było jej wskakiwać na półkę, a za nic nie chciała spać w innym miejscu. Z obawy, żeby sobie coś nie zrobiła, dzisiaj obie kozy pomaszerowały na dawny wybieg capów. Zamiana miejsc.
Wcale nie pomaszerowały, tylko mój mąż i Piotr musieli zaciągnąć je tam za rogi! Dobrą godzinę meczały w stronę capów i kombinowały jakby tu się wydostać z wybiegu. A to kopytkiem w bramkę trącały. Może się otworzy? A to próbowały wydostać się między żerdkami (zwłaszcza Tuptusia). Mąż biegiem dowiązywał(!)  żerdki, żeby się nie mogła pomiędzy nimi przecisnąć.
I suchy chlebek nie na wiele pomógł. Owszem, coś niecoś zjedzono, ale tylko tak symbolicznie, między meczeniem.
Dopiero jak zaczęło się ściemniać, to kozy umilkły. Poszły obejrzeć nową stajenkę i chyba im się spodobało. Lokal na ich cześć wywietrzony, wyczyszczony i pomalowany na biało. Całkiem ładnie. No i tutaj mają fajny paśnik na wybiegu! Zobaczymy jak to jutro z nimi będzie.
I one i ich małe będą miały lepiej.
Ale czy to zaakceptują?

LiniSemen

Posted by LiniSemen On Marzec - 23 - 2010 Zwierzaki
swinki-i-knurek-maja-maly-jubileusz
Odpoczywający knurek

To już pół roku minęło od kiedy świnki są u nas.
Patrzę na nie codziennie i wydaje mi się, że nic nie urosły, ale to tylko tak mi się wydaje.
Wtedy były wielkości średniego szczura, dzisiaj knurek jest już taki duży jak Strzałka.  No, taki długi, bo trochę niższy i o wiele bardziej masywny. Panienki są drobniejsze, ale tłuszczykiem sobie nieźle porosły. Dookoła oczu robią im się fałdy, a brzuchami to prawie po ziemi ciągną. Od kiedy na dworze jest ciepło, to całe towarzystwo woli spędzać czas na wybiegu, a nie wewnątrz woliery.
Świnki ciągle ryją za korzonkami perzu, a pan knurek, jak już troszeczkę poryje, to szuka słonecznego, zacisznego miejsca i godzinami wyleguje się. Na wszystko ma baczenie i na pół sobie drzemie. Od czasu do czasu coś tam chrumknie do świnek, ale tak w ogóle, to jest raczej milczkiem.  Za to panienki non stop nadają. Chrumkają i chrumkają. I jak jedzą i jak siedzą i jak biegają. Non stop gadają.
Od tygodnia z ich wybiegu korzysta młody kogut zielononóżek i jedna młoda kurka. Przefruwają sobie przez bramkę i cały dzień siedzą ze świnkami. Dopiero wieczorem, do spania, wracają do kurnika.
Na początku intruzi byli z lekka odganiani, zwłaszcza od koryta. Teraz świnki już wiedzą, że to pierzaste towarzystwo niewiele zje i szkoda sobie nimi głowę zawracać.  W porze karmienia przy korytku meldują się wszyscy pięcioro: świnki i drób. Zgodnie posilają się czym tam kto lubi. Później, każde znajduje sobie wygodne miejsce i kładzie się odpoczywać. Nawet kogut i kura, znajdują sobie jakiś dołek i układają się w nim do drzemki. Razem jedzą, razem śpią i razem plądrują po wybiegu.
Wyglądana to, że przejęły zwyczaje od świnek. W końcu, kto z kim przystaje…

LiniSemen

Posted by LiniSemen On Marzec - 23 - 2010 Zwierzaki
tak-sie-fajnie-zapowiadalo
Królik

Trzy dni temu cieszyliśmy się, że nasza króliczka ma młode, a dzisiaj okazuje się, że wszystkie są już martwe. Wyciągnęła je z gniazda i poukładała przy drzwiczkach klatki. Siedem sztuk.

Smutno.
Nie wiemy o co chodzi.  Czy im było za zimno? Czy na coś chorowały?
A może to ona nie nadaje się na matkę? Może ich nie karmiła?

Widać wyraźnie, że króliki nie darzą się nam.
Dwa lata temu, mąż kupił dwie samiczki i samczyka z rasy olbrzymów. Urosły ogromne, ale małych w ogóle się od nich nie doczekaliśmy. Kilka prób i kompletne zero. Znajomy wypożyczył nam na miesiąc swojego samca, dał dokładne wskazówki, co i jak i też nic.
Zeszłego roku kupiliśmy parkę zwykłych, mniejszych. Sukces przynajmniej częściowy, bo samiczka w ciążę zachodzi. Dwa pierwsze króliczki urodziła w środku zimy. Też zdechły. Podejrzewaliśmy, że mogła niechcący wyciągnąć  je przy karmieniu z gniazda i że zamarzły. Teraz mrozów już nie było.
Gniazdo wybudowała olbrzymie, narwała sierści i nazgarniała siana, zakopała je w nim dokładnie, tak że nie powinny mieć zimno. Nikt tam jej do środka nie zaglądał, żeby nie porzuciła małych…  i znowu tragedia.
Teściu mówi, żeby spróbować jeszcze raz. On się zna na tym, bo sam do niedawna trzymał króliki, w dziesiątki sztuk i kociły mu się bez problemu. A co jest z naszymi nie tak? I pomyśleć, że kiedyś Australię opanowała plaga niechcianych królików (zająców?) wywodząca się od jednej, przywiezionej z Anglii pary długouchych.
Nie chcę zaraz plagi, no ale kilka królików? Czemu nie.

LiniSemen

Posted by LiniSemen On Marzec - 18 - 2010 Zwierzaki
woda-nam-juz-nie-zagraza
po wodzie

Przez kilka wcześniejszych dni, jak co roku na wiosnę, ciągłe żyliśmy podnoszącym się stanem wód w Odrze.
Zaleje nas? Nie zaleje?
Za wałem przeciwpowodziowym utworzyło się morze, Stańskie morze. Hektary zalane wodą. Dosyć szybko podnosił sie jej poziom, ale w porę wyhamował. Po tej stronie wału woda gruntowa podtopiła pole sąsiada, po drugiej stronie drogi i łączkę kawałek za naszą działką. U nas było widać wodę w ogródku przy drodze, ale tylko minimalnie i w jednym, najniższym miejscu. Na razie wszystko wróciło do normy. Z załączonego zdjęcia widać, że po tamtej stronie wału, wody było dużo więcej. W czasie jak Odra wylała, wrócił mróz i ściął wodę na rozlewiskach w dosyć gruby lód. Teraz, woda już wróciła do koryta Odry, a pomiędzy drzewami i krzewami zostały “zawieszone” kry lodowe. Dosłownie wiszą sobie w powietrzu, jakieś pół metra nad ziemią  i wskazują dokąd sięgała woda. Teren pod nimi już jest suchy, a one w niespotykany sposób zdobią nasz krajobraz. Widok ten nie utrzyma się długo, bo idą cieplejsze dni. Udało mi się utrwalić taką lodową dekorację, coś niespotykanego!  A do tego dochodzi jeszcze dźwięk! Trzask i chrobot towarzyszący pękaniu kruszących się na mniejsze części płyt lodowych. I delikatny odgłos kapiącej wody uwolnionej już z okowów lodu i prawie niesłyszalny szum strumyczków tworzących się z tych kropel i spływających w stronę matki rzeki.
Na razie woda nam darowała i grzeczniutko płynie swoim korytem.

Tak i tak mieliśmy dużo szczęścia, że cały ten ogrom śniegu, zalegający tak długo tej zimy, nie zaczął topić się raptownie. To właśnie dzięki niskim temperaturom “odśnieżanie” kraju nie miało przebiegu kataklizmu powodziowego.  Chociaż były miejscowości, lub pojedyncze domostwa, które niestety ucierpiały. Kataklizm powodzi kraj ominął i to tylko dzięki samej naturze. Bardzo zimne noce i niska temperatura w dzień, to był najskuteczniejszy sztab przeciwpowodziowy.

Przed nami jeszcze wiosenne deszcze…jeszcze jesienne deszcze…jeszcze…

LiniSemen

Posted by LiniSemen On Marzec - 12 - 2010 Krzyki i szepty
zamiast-sniegu-wielka-woda

za wałem 70
Zimę mamy już za sobą. Zdarzyć się może, że jeszcze trochę nam pomrozi, może i śniegiem w oczy sypnie, ale już nie na długo. W końcu, będzie musiała poddać się i odejść za lasy i góry. I dobrze jej tak! Nieźle już wszystkim dała się  we znaki. Śnieg tak długo zalegał, że aż przestał cieszyć.
Ciągle biało i biało…
Ciągle zimno i zimno…
Ot, tak już sobie ludziska marudzili, z braku urozmaicenia w aurze pogodowej.

I mamy urozmaicenie! Śnieg stopił się i… no właśnie, Odrą płynie wielka woda. Od kilku dni nie mieści się już w korycie więc zalewa  łąki, pola i lasy położone za wałem przeciwpowodziowym. Moja działka jest tak blisko wału, że jestem osobiście zainteresowana poziomem wody w Odrze. Zdarza się, że przy bardzo wysokiej wodzie, na części działki wychodzi gruntowa woda. Wyjdzie i zejdzie,  nie mam na to żadnego wpływu, ale mam poczynione pewne obserwacje.

Cokolwiek działoby się  złego w górnym biegu naszych rzek (Odry, Wisły i tych co do nich wpadają), wcześniej  lub później przetoczy się falą powodziową i przez nasze ziemie, aż do Bałtyku! Przez kraj cały! I niewiele pomogą sztaby antykryzysowe, przeciwpowodziowe i jakie by tam nie powoływał. Bo przecież ich zadaniem jest sprawne działanie na wypadek powodzi, a nie jej zapobieganie. Jedyne działanie przeciwpowodziowe jakie inicjują, to rozbijanie kry na rzekach i chwała im za to. W przypadku wezbrania wód z powodu roztopów śniegu lub ulew, to tak jak i reszta społeczeństwa patrzą w niebo i drżą o stan wałów. W razie czego łatają, naprawiają i walczą z żywiołem próbując ograniczyć jego skutki. I jak wszyscy, z upragnieniem czekają, kiedy woda spłynie do morza bez wyrządzania szkód.  Wcześniej czy później spłynie, bo tak to działa- woda płynie z góry do dołu, nigdy na odwrót. Mija czasu niewiele, przychodzi lato, upały.  Poziom wód w rzekach i wód gruntowych będzie tak niski, że znowu będzie powód do narzekania i obwoływania klęski żywiołowej tym razem suszy. I tak to działa w przyrodzie cyklami. I tak samo cyklami wraca temat braku zbiorników retencyjnych w Polsce i potrzeby ich budowania. I zlicza się straty poniesione na skutek powodzi i suszy i …
Anomalii w przyrodzie coraz więcej i coraz bardziej katastrofistycznych. Ziemia, z naszej winy, robi się dla nas coraz mniej gościnną i coraz bardziej nieprzewidywalną.  Ale… to  zdarza się cyklicznie, od lat, tylko w mniejszej lub większej skali. Czy samo tylko obserwowanie żywiołu i podliczanie poniesionych strat  to wystarczające działanie antykryzysowe?!
Czy słodka woda nie jest zbyt cennym bogactwem naturalnym, żeby tak “spuszczać” ją przez kraj jak w jakimś sedesie?
A są kraje na świecie gdzie każda kropla jest na wagę złota.

LiniSemen

Posted by LiniSemen On Marzec - 1 - 2010 Krzyki i szepty

Wieś Stany k. Nowej Soli | Sklep z rękodziełem, papierowąwikliną, ekowyrobami