Niebo ciemne chmurami w opady brzemienne. Do ziemi mnie przygniata. Ja, Atlas, na ramionach dźwigam ciężar świata. Deszcz z łzami moimi się miesza. I smutki potęguje. I czuję… Ulewy i wichury resztę liści z drzew rwące, to smutki najgłębsze, dojmujące. Ból po stracie najbliższych. To szloch. I trwoga. I prośba do Boga: o wieczne odpoczywanie, o grzechów odpuszczenie, a dla mnie ukojenie. Deszcze jesienne nieustające, to smutki codzienne, powracające. To strach o najbliższych. Bez końca. Bez początku. I trwoga. I prośba do Boga: o losu polepszenie, o uzdrowienie, a dla mnie ukojenie. W chwilach, gdy słońce niebo złoci, nadzieja znów ożywa. Spokojniej wtedy. Przygasa trwoga. I ślę podziękowania do Boga: za ukojenie, za ocalenie, za życia nić… I choć znów zacznie mżyć. Nieważne. Chce się żyć! Nadejdzie w końcu wiosna. LiniSemen Czytaj więcej→
Wpisy oznaczone tagiem "Bóg"
Wcześniej miałam silne przeświadczenie, że moim życiem kieruję ja sama. Praca, dom, przyszłość dziecka- wszystko poukładane na wiele lat do przodu. Ambitnie i bez taryfy ulgowej realizowałam życiowe plany, mobilizując do działania siebie i rodzinę. Nie brałam pod uwagę jakiejkolwiek korekty moich celów życiowych. Materialnie- bardzo dobrze, emocjonalnie- komfortowo, bo bez poważnych problemów. Żyć nie umierać. Co dziwne, taka jest moja ocena tamtych dni, ale… z perspektywy dnia dzisiejszego. Wtedy jednak wiecznie zamartwiałam się duperelami i dążyłam do dupereli. Do czasu. Choroba w rodzinie i wszystkie plany przestają się liczyć. Żyję dniem dzisiejszym bojąc się jutra. Każdy dzień celebruję jak świąteczny tym bardziej, że ciągle wisi nad nami choroba i widmo śmierci. Mija lat kilka i pozwalam sobie na optymizm. Znowu chcę kreować swoją przyszłość. Teraz nie zależy mi już na dobrach materialnych. Otaczam się zwierzętami i przyrodą. Wyciszam. Łagodnieję. I znowu wszystko się powtarza. Tym razem nie wystarczą tabletki. Zabieg przeszczepienia szpiku. Jeszcze wierzę, że mogę dalej mieć wpływ na życie bliskich. Czytam o nowych metodach leczenia, o nowych lekarstwach, o naukowcach pracujących nad … . Takie piękne czasy! Tyle i tak szybko się zmienia. Ale dla mojego chorego zbyt wolno. Decyzja. Musicie podjąć decyzję. On musi podjąć decyzję, jest już dorosły. Lekarze mówią: To musi się stać... Czytaj więcej→
Na dworze mroźna zima. I śnieżna. Miasto, zasypane śniegiem, walczy o utrzymanie drożności chociaż na głównych arteriach. Wszystko, co mniej ważne tonie w śniegu. Zwłaszcza chodniki. Pieszych mało. Pogoda skutecznie zniechęca do wychodzenia z domu. Nie próbuję nawet szukać jakiegoś przystanku autobusowego. Nie wiem gdzie są. Zresztą, nazwy ulic, z wykazu ich tras, nic by mi nie powiedziały. Nie jestem stąd. Wiem dokąd zmierzam. Widać ją z daleka. Do Katedry. Chcę podziękować za to co dotychczas. I prosić na przyszłość. Klęczę w “mojej” ławce. Tutaj, w czerwcu, znalazłam karteczkę z Nowenną do św. Judy Tadeusza w zupełnie beznadziejnych przypadkach. Jakże na czasie! Ja, nie wierząca w takie łańcuszki, przez dziewięć dni, roznosiłam karteczki po kościołach. Intencja oczywista. Za wyzdrowienie mojego syna. Wyszedł z kryzy. Klęczę w ławce i chłonę całą sobą tą atmosferę spokoju, zawierzenia i ukojenia. Potrzebuję tego. Muszę poczuć, że nie jestem z tym sama. Dookoła modlą się inni ludzie. Po cichutku toczą swoje rozmowy z Bogiem. Moje usta poruszają się w rytm Ojcze nasz. Później zaczynam modlić się swoimi słowami. Dziękuję ci Boże że zawsze otaczasz mojego syna swoją miłością i opieką, że zawsze jesteś przy nim, że dałeś mu tak wiele: mądrość, dobroć, urodę, czułe serce, że tak wielu go kocha, że dla tak wielu jest ważny, że wspierasz go w chorobie oszczędzając... Czytaj więcej→