Prawie miesiąc mija od śmierci Zygusia, a ja dalej odczuwam smutek i głęboką stratę. W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia Zuguś wrócił do domu pogryziony przez inne psy. Zresztą nie po raz pierwszy. Już wcześniej zdarzało mu się wracać sponiewieranym na tyle, że przez kilka dni nic nie mógł jeść. Leżał tylko i wylizywał swoje rany, a my wmuszaliśmy mu psie przysmaki. I zawsze dochodził do siebie. Ale nie tym razem. Odszedł w drugi dzień świąt. Zyguś, dla mnie, był wyjątkowym psem. Mam tak wiele wspomnień z nim związanych. Średniej wielkości, pięknie ubarwiony, o jedwabistej sierści był najładniejszym bezrasowcem jakiego znałam. To on sam wybrał sobie nasz dom. Wcześniej był psem Piotrka i mieszkał na Gazdyłce. Od czasu do czasu przychodził na naszą działkę do naszej suczki Strzałki. Z chwilą, gdy Piotr wziął drugiego psa, szczeniaka o imieniu Pepe, Zyguś częściej przesiadywał u nas niż u siebie. Całkowicie przeprowadził się do nas, gdy szczeniaczek wyrósł na wielkiego psa wiecznie mu dokuczającego. Nie był wzorem posłuszeństwa. Jeżeli coś sobie zamyślił zrobić to w ogóle nie reagował na zakazy. Nie przeszkadzało mi to. Pogodziłam się z tym, że nie zawsze mnie słucha. Ważniejsze dla mnie było, że zawsze w jego oczach widziałam głębokie przywiązanie. Zawsze był blisko mnie. Zgubiło go to, że mimo iż był niedużym psem, to zawsze zaczepiał te największe. I za... Czytaj więcej→
Wpisy oznaczone tagiem "Zyga"
Gospodarz, z którego uprzejmości korzystaliśmy i trzymaliśmy u niego kozy i ozdobne kurki, ma dwa psy. Jamnika Puzona i kundelka Zygusia. Obydwa psy nauczone, że są panami podwórka, niczego nie przeczuwając stanęły nagle oko w oko z Cypisem! Nigdy wcześniej nie spotkały czegoś takiego, więc zapewne nawet nie wiedziały co to jest? Krowę znały. Nawet kiedyś i owszem, obszczekały ją jak należy, a ona tylko łagodnie muczała. Na końskim ogonie też czasami przejechały się. Chcąc udowodnić Kubie, że to one rządzą na podwórku, czepiały się jego ogona i tak długo nie chciały puścić, aż pan ich nie odgonił. Myślały więc, że nie ma na nich mocnych! A już na pewno nie ten mały, rogaty cudak, niewiele od nich większy! I tu się pomyliły! Jeżeli chodzi o Cypisa, to ona już musiała mieć wcześniejsze starcia z psami. Nie czekając na zaczepkę, sama ruszyła do ataku i tak długo i zawzięcie trykała psy rogami , aż zagoniła je skomlące z powrotem do domu! Stała jeszcze jakiś czas pod progiem i gdy tylko odważyły się wystawić pyski, ona opuszczała łeb i nadstawiała rogi. Od tego czasu zawsze już trwa wojna między psami i Cypisem, przy czym psy są odważne gdy są razem, w pojedynkę zaś przed nią uciekają. Po jednej i drugiej stronie przybywa obrażeń i blizn. Chyba dopiero przeprowadzka kóz na ich własne podwórko pozwoli zakończyć tę wojnę. LiniSemen Czytaj więcej→