Zwierzaki
świnki wietnamskie
Wpisy
Z całym rozmysłem nic do tej pory nie pisałam o malutkich króliczkach, które przyszły na świat 26 kwietnia. Ta sama królica dwa razy już kociła się i za każdym razem miot ginął. Wynosiła martwe maleństwa z gniazda i układała przy drzwiczkach klatki jakby mówiła: Chcieliście to macie! I tym razem wszystko wyglądało podobnie, na szczęście nie do końca. To mój syn pierwszy odkrył, że mamy małe króliki. Podczas rannego karmienia jeszcze ich nie było, a w południe już były. Kompletne zaskoczenie dla mnie, bo nawet nie wiedziałam, że królica została dopuszczona. Mąż zapomniał mi powiedzieć. - Mama, chodź zobaczyć! U rudej w klatce, przy drzwiczkach, leżą malutkie króliki! -Woła mój syn, który poszedł zanieść długouchym piękne, soczyste mlecze, na południową przekąskę. - Nie, no co ty? Skąd?- Bardzo jestem zaskoczona tą wiadomością. Ustaliliśmy z mężem, że wyrodną matkę nie będziemy już dopuszczali, skąd więc… ... Czytaj więcej→
No i udało się! Nasza Małgosia wysiedziała jajka i ma małe kurczaczki. Sześć sztuk. Jedno jajko zaziębiła i kurczak się nie wykluł. Pisklęta są w trzech kolorach- białe, czerwonawe i czarne. Z każdego koloru po dwie sztuki. Żadne z nich nie jest potomkiem Małgosi, gdyż jajek od niej nie podkładaliśmy do wysiedzenia. Dla Małgosi nie ma to żadnego znaczenia. Ona wszystkie kurczaki wychowa jak swoje. Zawsze tak robi. Zresztą to jest zaleta wszystkich ptakowatych. W czasie jak Małgosia zapadła w letarg przy wysiadywaniu jajek, to często sprawdzaliśmy czy ona w ogóle jeszcze żyje. Siedziała nieruchomo jak figurka z porcelany, zero ruchu i dźwięku. Pełna koncentracja na wykonywanej pracy. Pracy może i niezbyt ciężkiej, na pewno jednak nie dla wiercipiętów, ale bardzo odpowiedzialnej, wręcz misyjnej, bo nowe życie… Teraz po wykluciu maluchów czeka ją ciąg dalszy misji. Musi nauczyć to rozbiegane stadko wszystkiego co w życiu wiedzieć... Czytaj więcej→
Nasza stareńka kurka silka znowu siedzi na jajkach. Od niedzieli siedzi. Najpierw naznosiła sobie pięć jajek, a potem rozsiadła się na nich i jakby zapadła w jakiś letarg. Zawsze tak robi. Do wysiadywania jest niezastąpiona. Zresztą, jak na razie to żadna inna, młodsza, ani myśli robić jej w tym temacie konkurencję. Latają po wybiegu jak oparzone i ani myślą przysiąść na na jakieś… 21 dni. A nasza babuleńka tyle właśnie dni sobie przedrzemie na gnieździe. Dobrze, że jest jej obojętne na jakich jajkach siedzi, bo podmieniliśmy jaja na inne, dużo większe. Tak i tak nie było szansy na kurczaki rasy silka. Kogut tej rasy zdechł. Poza tym kurkę, od kilku tygodni, trzymamy całkiem osobno. Nasze koguty oszalały na jej punkcie i latały za nią non stop. Ta biała fryzurka tak im się podobała? Nie wiadomo, ale widok był pocieszny, gdy Gośka, kolebiąc się na boki, umykała przed amantami. Biedna, większą część dnia musiała siedzieć na... Czytaj więcej→
Od niedzieli mamy nowego zwierzaka. Bielusieńką króliczkę. Mąż kupił ją od znajomego. Ma dopiero dwa miesiące i jeszcze nie będziemy jej dopuszczali. Musi oswoić się z nami, z nową klatką i trochę dorosnąć. Nie ukrywam, że kupiliśmy ją z myślą o hodowli. W końcu chcemy doczekać się własnych królików. Do tej pory mieliśmy z tym problemy (pisałam o tym wcześniej), teraz liczymy, że będzie inaczej. Króliczka jest cała bielusia, a oczki ma czerwone. Każdy, kto ją ogląda komentuje zdziwiony: “Ale czerwone oczy.” No czerwone. Ta rasa tak ma. Czerwone i świata ciekawe. Nową klatkę od razu sobie obejrzała. Teraz obserwuje kury, które łażą po podwórku i często gęsto podchodzą pod samą klatkę. Zagląda na nie poprzez pręty i nadsłuchuje ich gdakania i piania kogutów. Albo słucha wróbli, które po sąsiedzku, stołują się u naszej kurki Małgosi. Albo może dojrzeć i usłyszeć świnki wesoło chrumkające i plądrujące... Czytaj więcej→
I znowu są z nami bociany. Czyli… wiosna! Pierwszego w naszym gnieździe zobaczyłam wczoraj, ale już przedwczoraj jakiś kołował nad Stanami. Nie mam jeszcze tegorocznego zdjęcia bocianów, to jest z zeszłego roku i dlatego widać dwa boćki. Tak faktycznie to na razie jest jeden. Sprawdza gniazdo. Rozgląda się po okolicy i czeka na przylot partnera. Gniazdo jest w bardzo dobrym stanie, gdyż dopiero dwa lata temu było ponownie osadzone na słupie. Podczas wielkiej burzy wichura zrzuciła je na ziemię. Zginęły wtedy wszystkie młode. Wiem to tylko z opowiadań męża, bo byłam w tym czasie z synem w klinice na chemioterapii i my też byliśmy blisko tragedii. Czas rany leczy, przynajmniej większość ran. Pamięć złego zaciera się. U bocianów chyba też, bo pomimo tamtego wydarzenia nadal gniazdo zasiedlają. Dawno temu ludzie we wsi przygotowali bocianom jeszcze drugie gniazdo, ale z tego co słyszałam to one nigdy się w nim nie osiedliły. Czasami tylko... Czytaj więcej→
Ledwo zdążyliśmy z tą kozią przeprowadzką! Wczoraj, wieczorkiem Tuptusia okociła się. Mamy o dwie śliczne, malusieńkie kózki więcej! Okociła się całkowicie samodzielnie, nic jej nie musieliśmy pomagać. Jak sobie wspomnę na kłopoty jakie mieliśmy z Nutką i z Cypisem, to wierzyć mi się nie chce, że tak bezproblemowo może przebiegać kozi poród. Nie zabeczała nawet głośniej i wszystko nie trwało dłużej niż jakąś godzinę. Tyle czasu mogło minąć pomiędzy moją wizytą na kozim wybiegu, a tym jak mój mąż wrócił z pracy i poszedł z chlebusiem do kóz. Tuptusia tylko co musiała się okocić, bo jeszcze nawet nie zdążyła maluszki wylizać. Urodziła je na dworze, koło stajenki. Mąż przeniósł kózki do środka, a ona zaraz pobiegła za nimi. I jak zaczęła je czyścić! Lizała miejsce przy miejscu, na zmianę raz jednego malucha, a zaraz drugiego. Cały czas coś do nich pomekiwała, a one odpowiadały jej od czasu do czasu cieniusieńkimi... Czytaj więcej→
Dzisiaj przeprowadziliśmy kozy na osobny wybieg. Od czasu pamiętnego buntu Szafira, nasze kozy i capek siedziały razem na jednym wybiegu. Dobrze im było. Ani się nie tłukły, ani sobie nie dokuczały. Tuptusia, jak zawsze spała na swojej półeczce, a Szafir i Muszelka w zagrodzie Cypisa tak, że Rajan miał dla siebie resztę pomieszczenia. Tuptusia i Muszelka są kotne (jednak obie!) postanowiliśmy więc, że już teraz oddzielimy je od panów. Chodziło zwłaszcza o Tuptusię. Od kilku dni coraz trudniej było jej wskakiwać na półkę, a za nic nie chciała spać w innym miejscu. Z obawy, żeby sobie coś nie zrobiła, dzisiaj obie kozy pomaszerowały na dawny wybieg capów. Zamiana miejsc. Wcale nie pomaszerowały, tylko mój mąż i Piotr musieli zaciągnąć je tam za rogi! Dobrą godzinę meczały w stronę capów i kombinowały jakby tu się wydostać z wybiegu. A to kopytkiem w bramkę trącały. Może się otworzy? A to próbowały wydostać się między żerdkami... Czytaj więcej→
To już pół roku minęło od kiedy świnki są u nas. Patrzę na nie codziennie i wydaje mi się, że nic nie urosły, ale to tylko tak mi się wydaje. Wtedy były wielkości średniego szczura, dzisiaj knurek jest już taki duży jak Strzałka. No, taki długi, bo trochę niższy i o wiele bardziej masywny. Panienki są drobniejsze, ale tłuszczykiem sobie nieźle porosły. Dookoła oczu robią im się fałdy, a brzuchami to prawie po ziemi ciągną. Od kiedy na dworze jest ciepło, to całe towarzystwo woli spędzać czas na wybiegu, a nie wewnątrz woliery. Świnki ciągle ryją za korzonkami perzu, a pan knurek, jak już troszeczkę poryje, to szuka słonecznego, zacisznego miejsca i godzinami wyleguje się. Na wszystko ma baczenie i na pół sobie drzemie. Od czasu do czasu coś tam chrumknie do świnek, ale tak w ogóle, to jest raczej milczkiem. Za to panienki non stop nadają. Chrumkają i chrumkają. I jak jedzą i jak siedzą i jak biegają. Non stop gadają. Od tygodnia... Czytaj więcej→
Trzy dni temu cieszyliśmy się, że nasza króliczka ma młode, a dzisiaj okazuje się, że wszystkie są już martwe. Wyciągnęła je z gniazda i poukładała przy drzwiczkach klatki. Siedem sztuk. Smutno. Nie wiemy o co chodzi. Czy im było za zimno? Czy na coś chorowały? A może to ona nie nadaje się na matkę? Może ich nie karmiła? Widać wyraźnie, że króliki nie darzą się nam. Dwa lata temu, mąż kupił dwie samiczki i samczyka z rasy olbrzymów. Urosły ogromne, ale małych w ogóle się od nich nie doczekaliśmy. Kilka prób i kompletne zero. Znajomy wypożyczył nam na miesiąc swojego samca, dał dokładne wskazówki, co i jak i też nic. Zeszłego roku kupiliśmy parkę zwykłych, mniejszych. Sukces przynajmniej częściowy, bo samiczka w ciążę zachodzi. Dwa pierwsze króliczki urodziła w środku zimy. Też zdechły. Podejrzewaliśmy, że mogła niechcący wyciągnąć je przy karmieniu z gniazda i że zamarzły. Teraz mrozów już nie było. Gniazdo... Czytaj więcej→
Tak. Nasza Małgosia jest tego żywym przykładem. Dla przypomnienia- Małgosia to kura rasy silka. Ozdobna kura. Cała bielusieńka i puchowa. Właściwie nie ma twardych piór, tylko pokrywa ją puch. Nasza kura jest już wiekowa, bo ma przeszło sześć lat. Jaśku, kogut od pary, zdechł jesienią. Małgosia nawet o tym nie wiedziała, w tym czasie odchowywała nowe stadka kur zielononóżek. Dopiero tydzień temu przeniosłam Małgosię i jej kurczaki do wspólnego kurnika. Dołączyły do reszty stadka. Małgosia wróciła na stare śmieci, ale układy w stadzie są już nowe. Dopóki żył Jaśku i on rządził w kurniku, to Małgosia przy nim również rządziła. Nawet wręcz szarogęsiła się. Zawsze pierwsza ruszała do jedzenia i całą resztę kur odganiała od ziarenek zboża. Te młodsze podkradały jej jedzenie, a w razie ataku z jej strony, salwowały się ucieczką. Bo Małgośka potrafiła z dzioba ostro przyłożyć! Nie trzymała się stada, jak pozostałe... Czytaj więcej→